Jak jechałam 5 godzin na piwo i pokochałam Amerykanów.

04:15


Przed wyjazdem wiele razy słyszałam, że ludzie w stanach są strasznie mili, ale podchodziłam do tego z dystansem. Jednak po tym jak przez 5 godzin przemierzyłam drogę, która powinna trwać godzinę- zmieniłam zdanie.
Najpierw nasza pielęgniarka zamówiła dla nas taksówkę, chociaż zajęło jej to 20 minut i wykonała kilkanaście telefonów na swój koszt (bo oczywiście jak my chcemy gdzieś jechać, to wszystkie taksówki są zajęte). Taksówka miala przyjechac po 45 minutach, ale po 1.5 godziny czekania i siedzenia na schodach jak biedne sierotki, podszedł do nas właściciel campa i zapytal na co czekamy, a kiedy dowiedział się, że chcemy się dostać do miasta sam zaproponował, że  nas podrzuci (tak! 20 dolarów w kieszeni!). Ale jak to zawsze w takich sytuacjach bywa, taksówka przyjechała, gdy weszłysmy do auta. Pan taksówkarz, chyba meksykanin, wyglądał jakby pił przez tydzień i zgarnął nas przy okazji wycieczki po wódkę, w dodatku jechał 20 mil na godzinę i mówił bardzo niewyraźnie, ale to dobrze bo i tak żadna z nas  nie była  chętna żeby z nim rozmawiać i czymkolwieki. Okazało się jednak, że ma w sobie coś amerykańskiego, bo kiedy wymusił pierwszeństwo na parkingu to otworzył okno i przeprosił.

Podjechał autobus i myślimy sobie 'jest! Wreszcie dojedziemy. 66! wsiadamy!'. Trasa jednak była trochę inna, no 'ale może w soboty jeżdżą inaczej'. No nie jeżdżą inaczej, jechał po prostu w zupełnie innym kierunku! Dojechałyśmy do stacji końcowej i nie  pozostało nic innego jak śmiać się same z siebie.  Na szczęście nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Pan kierowca nie dość, że rozumienił mi 100 dolarów (tutaj o to bardzo ciężko), pomógł kupić bilet, to powiedział, że nie ma problemu i nie musimy płacić drugi raz za drogę powrotną. A że na przystanku trochę czekaliśmy na odjazd, to zaczął z nami pogaduszkę. To niesamowite jak bardzo ci ludzie są otwarci. Pokazał nam zdjęcie swojego wnuczka do którego jedzie 15 godzin, pokazał nagrania z koncertu, na którym był w zeszłym tygodniu i doradził nam gdzie się udać w wolne dni (jest tu tyle pięknych miejsc, o których nam nie powiedzieli!), a na koniec zrobił sobie z nami zdjęcie :)


W autobusie zagadał do nas pan z synkiem. Nie do końca wiem, co mówił, ale był promotorem, muzykiem i miał do czynienia z rządem- na raz. Synek za to był słodki, ale nie powiedział ani słowa.

A jaki kierowca zaczeka aż zrobisz sobie zdjęcie na środku skrzyżowania? W Polsce żaden. Tutaj każdy i do tego spyta czy na pewno nam się udało je zrobić czy ma jeszcze czekać :)

Ale czy to koniec przygód? Nie! Przecież trzeba wrócić do domu! Mamy czas - myślałyśmy, przecież jest sobota, są jakieś imprezy, ludzie pracują. No jednak nie. Ostatni bus odjechał o 18, a nie o 22 tak jak myśleliśmy. Poźniejsze autobusy dojeżdżały jedynie do połowy trasy i kończyły  bieg. Oznaczało to dla nas albo taxówke za min. 40$ albo 3,5h z buta przez las w deszczu. Na szczęście kierowca  cały czas myślał jak by nas bliżej podrzucić. Jedna kobieta przez całą drogę wyszukiwała nam taksówkę i inne transporty. Co zrobił kierowca - anioł? Zamiast pojechać do domu nadrobił kilka mil i parę przystanków, tylko po to, żebyśmy byli chociaż trochę bliżej, podrzucił nas praktycznie w miejsce, w którym normalnie byśmy wysiadły. Nawet próbował zamówić nam taksówkę na dalszą drogę!  Kocham Amerykanów.
Niestety utknęliśmy na przedmieściach Wakefield i tutaj jesteśmy trochę w dupie. Na szczęście jest wifi w macu(i w ten sposób pierwszy raz odwiedziłam McDonald w stanach) i po raz kolejny nasi znajomi z campu nam pomagają. Telefony podobno się urywały, u nas urywało się wifi, sernik i nuggetsy. Po 40 minutach nasz szef odczytał wiadomość  na aplikacji iPhona i powiedział, że przyjedzie po nas w ciągu 10 minut. Uratowani przed deszczem, gradem i noclegiem w macu! I'm in love with America!





Zobacz również

0 komentarze