Wycieczka po marketach
04:51Kojarzycie słynne, historyczne już sklepy 'Wszystko po 2 złote', które wiodły swój prym za czasów mojego dzieciństwa (czyli jakieś 10 lat temu)? No więc tutaj też jest coś takiego, tylko że jak na Stany przystało, wszystko jest większe i lepsze.
Do 'Dollar Tree' pierwszy raz zabrał nas Billy i w tamtym momencie dosłownie zakochałam się w tym sklepie. Nie wygląda on jednak jak te polskie. Jedyne co je łączy to przesłanie- niska cena. Jest to średniej wielkości market, w którym można kupić praktycznie wszystko (do tej pory nie dostałyśmy pianki do golenia i suchego szamponu).
Wchodzisz do marketu i po drodze mijasz śmieciowe artykuły, typu czapeczki urodzinowe, gadżety na Święto Niepodległości, wycinanki, kartki okolicznościowe, wiaderko do piaskownicy, kubki turystyczne, czerwone kubeczki (które tutaj kosztują też dolara, a nie kilkanaście złotych!). Reszta produktów jest już ułożona mniej chaotycznie.
Bardzo opłaca się tu kupować produkty spożywcze. Może i nie są one wysokiej jakości, ale za to tanie. Nigdzie indziej nie można kupić prawie litra Arizony za dolara (no to już jest raj, chociażby z tego właśnie powodu).
Obiad dla trzech osób- 3 dolary, chociaż obiad, to może za duże słowo dla kilku bułek, dżemu i krakersów, ale jakoś trzeba sobie radzić, kiedy czekasz dwie godziny na taksówkę, a jedyne co zjadłaś wtedy przez cały dzień to uchowany na dnie torby batonik. Zgrzewka wody, co może zaskoczyć, też dolar, ale innych miejscach mit, że coca-cola w tym kraju jest tańsza od wody staje się prawdą.
Kolejna część sklepu, która naprawdę cieszy to kosmetyki. W zwykłych marketach i drogeriach produkty te są strasznie drogie, bo gdyby przeliczyć cenę jednego szamponu, to średnio wynosi ona około 40 złotych, zazwyczaj więcej, niż mniej. Tutaj natomiast każdy kosmetyk jest za dolara i mimo że nie jest tak samo wydajny te z drogerii, to i tak opłaca się go kupić.
Dodatkowo do kupienia książki, zabawki, artykuły do domu, sztućce czy kubki. Sama kupiłam tu nożyczki do paznokci, ale nie wytrzymały nawet pierwszego użycia. Nie był więc to najlepszy zakup, ale może to moje paznokcie są żelazne, a nie nożyczki beznadziejne.
Zasadniczo jest tu wszystko, czego potrzeba, żeby przeżyć. Trzeba jednak pamiętać, że do każdego dolara doliczany jest podatek. Można tu kupić nawet złotą kartę kredytową!
Jeśli więc jesteście już w Stanach i portfel Wam świeci pustkami, to jest to idealne miejsce, by zrobić podstawowe zakupy za niską cenę i wyjść z nich przeszczęśliwym (o ile nie potrzebujesz ubrań i alkoholu). Warto jednak też pamiętać, że ten jeden dolar może być zgubny, bo często w innych miejscach można znaleźć te same produkty w niższych cenach.
Sam 'Dollar tree' był jednak tylko przystankiem do największego marketu w Stanach- Walmartu. Walmart jest znaną na cały świat sieciówką, w której można kupić dosłownie wszystko.
No i ja tu się nasłuchałam cudownych bajek w Walmarcie i jak to w życiu często bywa- rozczarowałam się niezmiernie. Bo skoro mówią, że tam wszystko takie super i takie tanie, no to tanie, nie? No nie. Sklep jest atrakcyjny cenowo, ale dla Amerykanów, a nie dla osób, których waluta nie jest jedną z najdroższych. Ogólnie rzecz biorąc spodziewałam się o wiele niższych cen, ale oczywiście trafiło się też kilka dobrych okazji.
Po pierwsze, jeśli idziesz do Walmartu, to idziesz na wielkie zakupy. Nie chodzi tu wcale o wielkość listy zakupów, ale o to, że wszystko tutaj jest po prostu ogromne. Najmniejsze lody mają 10 litrów, albo ewentualnie są spakowane po kilkanaście 'małych' sztuk. Chipsy jak nasz 4 paczki XXL. Płatki? Mi osobiście jedna paczka wystarczyłaby na pół roku, bo wielkościowo jest porównywalna do paczki suchej karmy mojego bernardyna. Tak więc jeśli chodzi o jedzenie to wszystkiego jest dużo i wszystko jest duże.
Idziemy dalej- w stronę chemii, bo przez 3 miesiące pobytu tutaj trzeba jednak prać. I tu o dziwo płyny do prania były już i duże i małe, chociaż pralki niezmiennie duże.
Kosmetyki i tym podobne rzeczy można pominąć- nie ma nic specjalnego i szokującego.
Warta uwagi miała być za to elektronika. Nie kupiłam w Polsce kart pamięci, bo przecież tutaj wszystko jest tanie. Niestety okazało się, że najtańsza karta, najgorszej marki, kosztuje o wiele więcej niż w Polsce. Dużo też mówiono o telefonach za 5$. Może takie i były, ale to chyba dobre 10 lat temu. Najtańszy kosztował 10$ i do tego jego najtańsza aktywacja dolarów dwadzieścia. Różnica spora, ale jak się okazało- zakup przydatny w kryzysowej sytuacji.
Pozytywnie zaskoczyła mnie jednak cena słuchawek Dr Dre, które w przeliczeniu na złotówki wychodziły śmiesznie tanio.
Wychodząc z elektroniki mijamy meble, sprzęt kuchenny, wędki, namioty i inne akcesoria (broni brak, a przecież też słyszałam, że tam jest) i dotarłyśmy do działu, który wreszcie zaskoczył mnie pozytywnie. Co takiego mogło być? No oczywiście dział z odzieżą! Ubrań sporo, jeszcze więcej tych przecenionych. Najlepszych cen polecam szukać w 'clearance', gdzie zostają ostatnie sztuki danych ubrań i w ten oto sposób moja koleżanka dorwała spodnie za... dolara! I okulary za trzy.
Alkoholu oczywiście standardowo brak, co w sumie zaskoczyło nas wszystkich.
Podsumowując, Walmart był raczej rozczarowaniem niż pozytywnym zaskoczeniem. Nie zmienia to jednak faktu, że dosłownie każdy znajdzie tam coś dla siebie, a ja sama wyszłam z pełnymi torbami. Do tego Pan przy przebieralniach dał nam namiar na dobry puboklub (sprawdzamy w przyszły weekend!), a Pani w kasie przyznała, że podoba jej się mój akcent (wiara w swój angielski +100).
Każdy kto jest w Stanach powinien przekonać jednak własne oczy i portfel, jak wyglądają zakupy w tych sklepach.
1 komentarze
Ten sklep jest miejscem, w którym można kupić prawie wszystko. Co zreszta widac na waszych zdjeciach. Ilość produktów tam jest imponująca.
OdpowiedzUsuń