San Fran chyba nie chciało, żebyśmy do niego trafili, bo tuż przed wjazdem do Kalifornii zapsuł się nam GPS, usunęła mapa i nie chiała pobrać od nowa, a do tego sama aplikacja zaczęła mocno szaleć. Mieliśmy więc mały problem z trafieniem, bo drogi pod SF wyglądają jak jedna wielka serpentyna i co 500 metrów pojawia się rozwidlenie. Tak więc dziekujemy uprzejmie Google Maps, zwanego przez nas Andrzejem, za doprowadzenie nas do celu, bo bez niego zapewne błądzilibyśmy do teraz i nigdy w życiu nie dotarli do Janusza.