Kto by pomyślał, że kiedyś i na mnie przyjdzie czas, żeby wyjechać za granicę w poszukiwaniu szybkiego zarobku. Z faktu, że w tym roku w Polsce sobie tylko dorabiałam, a więcej wydawałam niż zarabiałam, to odłożyłam tylko niewielką kwotę na spełnianie marzeń w wakacje. Trochę się zastanawiałam jak to będzie, ale los sam postanowił rozwiązać tą sprawę i tak się sprawy potoczyły, że skończyłam z przymusową przerwą na studiach. Na początku oczywiście załamka, ale momentalnie świat zaczął mi pokazywać, że tak właśnie miało być. Ludzie, którzy znają kogoś, kto zna kogoś, kto mi poszuka pracy w Norwegii, kto mnie przenocuje w Indiach, mnóstwo wolontariatów. Niestety w Norwegii przestój, więc po wędrówkach po biurach podróży w Gdańsku zdecydowałam się na Holandię, bo dostałam tam jedyną sensowną propozycję pracy. Wysłałam CV, a za dwa dni telefon, bym przyszła na rekrutację i podpisała umowę. W ten sposób, w ciągu tygodnia wszystko zostało załatwione, podpisane i w sobotni wieczór znalazłam się pod McDonaldem w Lesznie czekając na busa. Za busa zapłaciłam 70 euro w jedną stronę. Po moich mało dokładnych obliczeniach wychodzi w miarę korzystnie i nie musiałam wykładać tej kwoty z góry, zostanie odciągnięta z mojej pierwszej wypłaty (tak samo jak ubezpieczenie i opłata za domek za 3 tyg., więc może wystarczy mi na chleb i jedzenie dla kota).
Tak więc po kilku dobrych godzinach opóźnienia trafiamy do
Orlando, które zaskoczyło nas totalnie. Ale nie nie! Nie tym, jakie jest ładne,
urocze, nie swoimi parkami rozrywki i wystrzałami rakiet! Tego nie widzieliśmy,
więc o tym Wam nie opowiem, ale za to mogę Wam opisać jak wygląda dla mnie
Orlando. Jak ściana deszczu, po prostu.
O matko, stało się! Przeżyłyśmy pierwszą podróż megabusem na takiej długiej trasie. Jak możecie przeczytać w poprzednim poście, nie wspominamy tego szczególnie dobrze, ale nowy dzień, to nowe przygody!
Słyszysz 'Houston', myślisz 'mamy problem'. Ty też? No to faktycznie mamy problem, bo okazuje się, że w NASA tego szczerze i z głębi serca nienawidzą. Tak zasadniczo to nawet im się nie dziwie, zrobili mnóstwo rzeczy, które zasługują na tysiące owacji na stojąco, a wszyscy kojarzą ich z jednego zdania, które wypowiedziano w sytuacji zakończonej pozytywnie, jedynie sama misja nie wypaliła, ale przecież nie była jedyną taką (i nie mówię tu tylko o niewypałach NASA).