Zaczęcie tego posta od 'wschodu słońca' byłoby lekkim naciągnięciem, bo przecież noc jest tutaj tak krótka, że dzień wstaje o wiele wcześniej od nas. Pobudkę mieliśmy jednak skuteczną, bo Dawid 'zapukał' nam do namiotu, poprzepraszał, że obudził, ale on jedzie na wyprawę na lodowiec. Wow, super sprawa. Zazdrościliśmy bardzo, pożegnaliśmy się, wymieniliśmy numerami w razie problemów i zrobiliśmy wspólne zdjęcie:
Dam sobie rękę uciąć, że nie ma wśród Was osoby, która zna osobę, która zna kogoś, kto był w Stanach. Zapewne większość Was chciałaby spełnić swoje American Dream (no halo, lodowisko i święta w Central Parku. Kto o tym nie marzył za dzieciaka?). Co jednak, gdy American Dream jednak okazuje się nie być taki super? W moim przypadku niestety tak trochę było.
Na wyjazd do Stanów zdecydowałam się bardzo spontanicznie. Kilka zmian w życiu, jedna reklama na facebooku, telefon do taty i odpowiedź "To jedź!" i zapisałam się na program. Nie sprawdzałam innych ofert, nie sprawdziłam agencji na forach w internecie, nie wiedziałam w sumie nic - chciałam po prostu wylecieć. To był niestety mój błąd, bo po pierwsze mogłam znaleźć o wiele lepsze oferty, a po drugie, może by mnie ktoś ostrzegł. Wiadomo, nie każdy wróci z pracy za granicą zadowolony, ale czasami dzieją się takie rzeczy, że bardzo byś nie chciał, by ktoś znalazł się na Twoim miejscu.
Organizacja na początku bardzo pomaga. Prowadzi Cię za rączkę, doradza jak wypełnić formularz (za mnie to momentami robiła osoba, która miała mnie sprawdzić, czy się nadaję), mówią Ci jak nagrać film i zabierają do ambasady, gdzie też wszystko tłumaczą. Naprawdę super sprawa, kiedy masz małe doświadczenie w podróżowaniu, a to Twoja pierwsza wielka przygoda. Teraz bym wybrała się już sama, ale wtedy ta pomoc była niezastąpiona. Oczywiście za całą tą pomoc sobie nieźle kasują, bo ponad 3 tysiące złotych (zarabiasz 1200 dolarów). Co się jednak dzieje, gdy już za wszystko zapłacisz? Mam wrażenie, że o Tobie zapominają.
Przed wylotem.
Pierwszą słabą oznaką był fakt, że odpowiedź na moje pytanie o dodatkowe ubezpieczenie, astmę i alergie, które było dosyć ważne i wypadałoby to jednak załatwić przed wylotem, otrzymałam... w dniu kiedy wylądowałam w Stanach i nie mogłam już nic zmienić. Zdarza się? Niby tak, ale przed uiszczeniem wszystkich opłat, odpowiedzi otrzymywałam błyskawicznie, a teraz czekałam około 2 tygodnie.
Zaczęło się super, miło i przyjaźnie. Skończyło na groźbach od szefowej, że zabierze nam wizy, że zrobi nam, cytuję - "syf w papierach" i że nigdy już nie wrócimy do USA. Za co? Za to, że powiedzieliśmy, że płaci nam mniej i pracujemy o wiele więcej niż w umowie. Szef kuchni za to był alkoholikiem, w lodówce trzymał wódkę, którą popijał w pracy, rzucał w nas talerzami, nożami i wyzywał od najgorszych. To tylko niektóre z rzeczy, które się tam działy, ale myślę, że nie muszę mówić więcej.
Co na to Camp America? Oczywiście do nich zadzwoniliśmy, pisaliśmy płaczliwe maile do Polski, straciłam dwa kredyty na telefony do lokalnego biura, płakaliśmy im do słuchawki, a oni? Wydawali się przejęci, że coś zrobią i że oczywiście będziemy anonimowi. Skończyło się na tym, że faktycznie ktoś przyjechał z organizacji, ale skontrolować NAS i to jak my pracujemy. Do tego szefowa przyszła zaśmiać się nam w twarz, że Camp America, cytując, może im gówno zrobić, więc gdzie tu była ta wspomniana wcześniej ochrona i anonimowość?
Ostatecznie odpuściliśmy. Wojna trwała tak długo, że nas wykończyła, więc stwierdziliśmy, że skoro nie możemy tego załatwić górą, to napsujemy im krwi. Przecież nie wyrzucą całego staffu z kuchni w jeden dzień. Przyznaję więc, na koniec też nie byliśmy fair.
Wszędzie pisałam im negatywne opinie, które Camp America oczywiście usuwało. Otrzymałam kilkanaście telefonów, gdzie próbowano mi wmówić, że się tym zajmą, że zrezygnują z tego campa i że cała ta sytuacja się zmieni. Chcieli też rozwiązać sprawę ze zbyt niskimi zarobkami, twierdzili, że dostanę resztę w podatku. Wiecie ile wynosi mój podatek? 0$, a ja jestem 200$ w plecy. Co do reszty obietnic, to ten camp w tym roku był na targach w Krakowie, gdzie podobno są same najlepsze miejsca pracy. Słyszałam w tym roku, że zmienił się szef kuchni, a sam obóz już jest świetny, ale tu jednak chodzi mi o zachowanie organizacji, która obiecała z nich zrezygnować za to, jak byliśmy traktowani całe lato.
Nie jest jednak tak, że mój wyjazd do Stanów i praca tam to był koszmar. Mam naprawdę cudowne wspomnienia, poznałam cudownych ludzi, a miesięczna podróż po Ameryce była warta tego, co wydarzyło się na obozie. Zapewne jest też wiele osób, które wróciły z Camp America zadowolone. Ludzie jeżdżą z tej organizacji po kilka razy, ale myślę, że ich prawdziwa twarz pokazuje się w momencie, kiedy dochodzi do konfliktów.
Poniżej wrzucam kilka organizacji, z których pojechali moi znajomi i wrócili zadowoleni, ale pamiętajcie, że i tam może coś się zawsze wydarzyć:
Camp Leaders - na tej samej zasadzie co Camp America. Płacisz mnie, zarabiasz grosze, pracujesz na obozie dla dzieci.
Work Away - działa na całym świecie, jedziesz do konkretnej rodziny i u niej pracujesz. Ona daje Ci jedzenie, masz gdzie spać, a czasami nawet zabierze Cię na wycieczkę, Dużym minusem jest fakt, że raczej nie zarabiasz.
Organizacje Work & Travel: The Best Way. Zarabiasz o wiele więcej niż wkładasz w program (ok. 10 tys. zł). Praca w parkach wodnych, parkach rozrywki, hotelach itd.
Jeśli przychodzą Wam jeszcze jakieś pytania do głowy, to śmiało piszcie!
Na wyjazd do Stanów zdecydowałam się bardzo spontanicznie. Kilka zmian w życiu, jedna reklama na facebooku, telefon do taty i odpowiedź "To jedź!" i zapisałam się na program. Nie sprawdzałam innych ofert, nie sprawdziłam agencji na forach w internecie, nie wiedziałam w sumie nic - chciałam po prostu wylecieć. To był niestety mój błąd, bo po pierwsze mogłam znaleźć o wiele lepsze oferty, a po drugie, może by mnie ktoś ostrzegł. Wiadomo, nie każdy wróci z pracy za granicą zadowolony, ale czasami dzieją się takie rzeczy, że bardzo byś nie chciał, by ktoś znalazł się na Twoim miejscu.
Organizacja na początku bardzo pomaga. Prowadzi Cię za rączkę, doradza jak wypełnić formularz (za mnie to momentami robiła osoba, która miała mnie sprawdzić, czy się nadaję), mówią Ci jak nagrać film i zabierają do ambasady, gdzie też wszystko tłumaczą. Naprawdę super sprawa, kiedy masz małe doświadczenie w podróżowaniu, a to Twoja pierwsza wielka przygoda. Teraz bym wybrała się już sama, ale wtedy ta pomoc była niezastąpiona. Oczywiście za całą tą pomoc sobie nieźle kasują, bo ponad 3 tysiące złotych (zarabiasz 1200 dolarów). Co się jednak dzieje, gdy już za wszystko zapłacisz? Mam wrażenie, że o Tobie zapominają.
Przed wylotem.
Pierwszą słabą oznaką był fakt, że odpowiedź na moje pytanie o dodatkowe ubezpieczenie, astmę i alergie, które było dosyć ważne i wypadałoby to jednak załatwić przed wylotem, otrzymałam... w dniu kiedy wylądowałam w Stanach i nie mogłam już nic zmienić. Zdarza się? Niby tak, ale przed uiszczeniem wszystkich opłat, odpowiedzi otrzymywałam błyskawicznie, a teraz czekałam około 2 tygodnie.
W trakcie pracy.
Zaczęło się super, miło i przyjaźnie. Skończyło na groźbach od szefowej, że zabierze nam wizy, że zrobi nam, cytuję - "syf w papierach" i że nigdy już nie wrócimy do USA. Za co? Za to, że powiedzieliśmy, że płaci nam mniej i pracujemy o wiele więcej niż w umowie. Szef kuchni za to był alkoholikiem, w lodówce trzymał wódkę, którą popijał w pracy, rzucał w nas talerzami, nożami i wyzywał od najgorszych. To tylko niektóre z rzeczy, które się tam działy, ale myślę, że nie muszę mówić więcej.
Co na to Camp America? Oczywiście do nich zadzwoniliśmy, pisaliśmy płaczliwe maile do Polski, straciłam dwa kredyty na telefony do lokalnego biura, płakaliśmy im do słuchawki, a oni? Wydawali się przejęci, że coś zrobią i że oczywiście będziemy anonimowi. Skończyło się na tym, że faktycznie ktoś przyjechał z organizacji, ale skontrolować NAS i to jak my pracujemy. Do tego szefowa przyszła zaśmiać się nam w twarz, że Camp America, cytując, może im gówno zrobić, więc gdzie tu była ta wspomniana wcześniej ochrona i anonimowość?
Ostatecznie odpuściliśmy. Wojna trwała tak długo, że nas wykończyła, więc stwierdziliśmy, że skoro nie możemy tego załatwić górą, to napsujemy im krwi. Przecież nie wyrzucą całego staffu z kuchni w jeden dzień. Przyznaję więc, na koniec też nie byliśmy fair.
Po powrocie.
Wszędzie pisałam im negatywne opinie, które Camp America oczywiście usuwało. Otrzymałam kilkanaście telefonów, gdzie próbowano mi wmówić, że się tym zajmą, że zrezygnują z tego campa i że cała ta sytuacja się zmieni. Chcieli też rozwiązać sprawę ze zbyt niskimi zarobkami, twierdzili, że dostanę resztę w podatku. Wiecie ile wynosi mój podatek? 0$, a ja jestem 200$ w plecy. Co do reszty obietnic, to ten camp w tym roku był na targach w Krakowie, gdzie podobno są same najlepsze miejsca pracy. Słyszałam w tym roku, że zmienił się szef kuchni, a sam obóz już jest świetny, ale tu jednak chodzi mi o zachowanie organizacji, która obiecała z nich zrezygnować za to, jak byliśmy traktowani całe lato.
Nie jest jednak tak, że mój wyjazd do Stanów i praca tam to był koszmar. Mam naprawdę cudowne wspomnienia, poznałam cudownych ludzi, a miesięczna podróż po Ameryce była warta tego, co wydarzyło się na obozie. Zapewne jest też wiele osób, które wróciły z Camp America zadowolone. Ludzie jeżdżą z tej organizacji po kilka razy, ale myślę, że ich prawdziwa twarz pokazuje się w momencie, kiedy dochodzi do konfliktów.
Poniżej wrzucam kilka organizacji, z których pojechali moi znajomi i wrócili zadowoleni, ale pamiętajcie, że i tam może coś się zawsze wydarzyć:
Camp Leaders - na tej samej zasadzie co Camp America. Płacisz mnie, zarabiasz grosze, pracujesz na obozie dla dzieci.
Work Away - działa na całym świecie, jedziesz do konkretnej rodziny i u niej pracujesz. Ona daje Ci jedzenie, masz gdzie spać, a czasami nawet zabierze Cię na wycieczkę, Dużym minusem jest fakt, że raczej nie zarabiasz.
Organizacje Work & Travel: The Best Way. Zarabiasz o wiele więcej niż wkładasz w program (ok. 10 tys. zł). Praca w parkach wodnych, parkach rozrywki, hotelach itd.
Jeśli przychodzą Wam jeszcze jakieś pytania do głowy, to śmiało piszcie!